Z TRUBADURAMI: Sławomirem Kowalewskim, Ryszardem Poznakowskim, Marianem Lichtmanem i Piotrem Kuźniakiem rozmawia Marek Michał Jasicki  (30/X/2004)

R.Poznakowski / Estrada Krakowska w BełchatowieKolejna trasa koncertowa z ESTRADĄ KRAKOWSKĄ i okazja, aby Czytelnikom przypomnieć, iż mija właśnie 40 lat istnienia Trubadurów, jednej z czołowych grup polskiego rocka - pierwotna nazwa The Troubadours. Jest to nasz kultowy – obok Czerwonych Gitar i Skaldów – zespół tamtego okresu z klasycznym brzmieniem polskiego folk-rocka. Większość Waszych przebojów przetrwała do dziś. Przypomnijmy tytuły Znamy się tylko z widzenia, Krajobrazy, Byłaś tu, Kim jesteś, Ej, Sobótka, Sobótka, Cóż wiemy o miłości, Przyjedź mamo na przysięgę. W dzisiejszym składzie zespołu brakuje Krzysztofa Krawczyka, z którym Trubadurzy odnosili największe sukcesy. Jak wiem, nie taicie rozczarowania tym, że Krzysztof, mając swój galowy dzień w tegorocznym festiwalu w Sopocie, z okazji 40 lat pracy na estradzie, wystąpił z młodymi muzykami – za to bez Trubadurów. Marian, jesteś przyjacielem Krzysztofa Krawczyka. Wytłumacz jego brak choćby w Waszych koncertach jubileuszowych

Marian Lichtman: – Jesteśmy wręcz braćmi krwi, co zresztą Krzysiek wymyślił na wzór Indian, ale nie udał nam się niestety wielki come back ani zawodowy, ani przyjacielski. W ostatnich latach Krzysiek niejeden raz nawalił. Koncert w Sopocie miał być ukoronowaniem naszej wspólnej drogi zawodowej i samej przyjaźni... To miał być nasz wielki dzień, triumfalna okazja do wspomnień, podsumowania, radości, a każdy z nas – czterech Trubadurów – zarezerwował sobie na tę okoliczność wolny dzień... Krzysztof – niestety – okazuje Trubadurom niechęć. Dlaczego – nie wiem

Wyrosło więc pokolenie, które polskiego Elvisa Presleya – Krzysztofa Krawczyka nie łączy z Trubadurami, a raczej ze szlagierami lansowanymi przez MTV, a przecież wszystko zaczęło się od wspólnych planów, później prób Sławka Kowalewskiego (vocal + gitara basowa), Mariana Lichtmana (perkusja + vocal) i właśnie Krzysztofa Krawczyka (vocal + gitara)

Sławek Kowalewski: Tak – to prawda, ja i Krzysiek mieszkaliśmy na jednej ulicy, koło siebie. Rok 1964, Łódź, polski Manchester
Zdałem dopiero maturę i zabrałem się za realizację swoich snów założenia zespołu muzycznego – profesjonalnej grupy bigbitowej
Razem z Krzyśkiem stworzyliśmy repertuar i zaprosiliśmy do współpracy Mariana Lichtmana, który od zawsze grał na bębnach, później Jurka Krzemińskiego... W końcu po kolejnych zmianach personalnych zespół zasilił kompozytor i organista Rysiek Poznakowski, związany wcześniej z Czerwono-Czarnymi


Debiutujecie w festiwalu w Opolu i zdobywacie I nagrodę

S. K.: Utwór Znamy się tylko z widzenia otwiera nam wszystkie sale koncertowe, a o grupę bigbitową już w pełni profesjonalną biją się największe przedsiębiorstwa estradowe, jak Estrada Stołeczna, Estrada Poznańska i właśnie Estrada Krakowska czy Estrada Bałtycka, organizując koncerty okolicznościowe i trasy koncertowe

Krzysztof Krawczyk odchodzi w którymś momencie, rozpoczynając własną karierę, za namową wcześniejszą zresztą Rysia Poznakowskiego, i zespół pozostaje z dylematemTrubadurzy / Estrada Krakowska w Bełchatowie

M. L.: ... z dylematem szekspirowskim „grać albo nie grać – oto jest pytanie”. Trzeba dodać, że na chwilę odchodzi też Rysiek Poznakowski, którego zastępuje Halina Żytkowiak, że czasowo brak jest w zespole Mariana Lichtmana, który przez kilka lat zbiera laury jako perkusista czołowych skandynawskich zespołów. Publiczność krzyczy „grać!”, więc w zespole „ląduje” Piotr Kuźniak, mający spore sukcesy w grupie „Waganci” i dalej obowiązuje zawołanie z piosenki Sławka „Podzielmy między siebie całe niebo – całą ziemię”

Fenomen zespołu Trubadurzy polega na tym, że i tamto pokolenie „nosiło Was na rękach”, i to teraz pokolenie domaga się Waszych występów – koncertów, a przecież minęło właśnie 40 lat !

Ryszard Poznakowski: Reaktywowaliśmy się w roku 1994, a w sumie stuknęło nam 40 lat! Kto by się spodziewał, że nas, „dzieci kwiaty”, zauroczonych rock and rollem słuchać i oklaskiwać będą kolejne pokolenia naszych pierwszych fanów. To fakt, nagraliśmy kilkanaście płyt, w tym „złote” i „platynowe”. Zagraliśmy kilka tysięcy koncertów w kraju i na świecie. Od Władywostoku do Seattle. Od Sztokholmu po Sydney
Przeżyliśmy disco polo i pampersów. Kolejne żony i zakręconych krytyków...
S. K.: ...bo rock and roll konserwuje. Dojrzeliśmy jak wino. Kiedyś po koncercie podszedł do nas fan z synem i wnukiem i gratulując nam formy oraz brzmienia, powiedział, że dzięki naszej muzyce (muzyce jego pokolenia) odzyskał swój autorytet w rodzinie. No więc dla niego i dla wszystkich innych będziemy grać i śpiewać przez następne czterdzieści lat! Dziś gramy i śpiewamy tak samo ostro, a jednocześnie lirycznie, nasze nieśmiertelne przeboje-hity, czyli jazdę obowiązkową, obok naszych najnowszych przebojów – jazdy dowolnej (śmiech)...

No i występujecie niezmiennie w XVIII-wiecznych kostiumach muszkieterów... Do zobaczenia więc na Waszych kolejnych koncertach i do usłyszenia przy Waszych najnowszych płytach z wizerunkiem Trubadurów, innych niż przed laty, bo bez szabli, hiszpańskich wąsików i koni

S. K.: Niech żyje rock and roll